wtorek, 18 kwietnia 2017

Dziewczyna taka jak ja - Rozdział XII

Cześć wszystkim,
po długiej przerwie nadrabiam to, co powinnam napisać.

Miłej lektury.
Trzymajcie się,
ELO.

No to koniec beztroskich wakacji. Czas rozpocząć naukę. Przyjazd na dwa miesiące przed wakacjami nie był może taki zły. Może chociaż to mnie odpręży - z taką myślą Meredith wstała z łóżka o godzinie szóstej rano.

Mimo, że miała rozpoczęcie roku akademickiego dopiero na jedenastą, to lubiła wstawać wcześniej i rozpocząć dzień od treningu. Przed nią nowy rozdział i miała nadzieję, że bez problemu uda jej się przejść przez te ostatnie pięć lat nauki.

Wzięła ręcznik, bidon z wodą oraz włożyła na siebie strój sportowy. Jeszcze tylko musiała założyć buty, wziąć klucze i telefon ze słuchawkami i była gotowa do wyjścia. Zamknęła drzwi na klucz i zamiast zjechać windą na dół to postanowiła, że zbiegnie po schodach. Dość sporo pięter do pokonania, ale da radę. Najwyżej wjedzie windą do góry, bo będzie na pewno na tyle zmęczona, aby wbiec do góry.

Kiedy wyszła już z budynku postanowiła pobiec do najbliższego parku i zapomnieć o tym, co zdarzyło się wczoraj. Niestety, jak na złość wszystko było bardziej wyraźne niż w momencie, gdy Camerona po prostu skreśliła z listy jej znajomych. Czego w nim tak naprawdę nie lubiła? Wszystkiego. Na początku odniosła mylne wrażenie, że może ma zły dzień, bo potraktował ją dość obojętnie, gdy była w księgarni. Teraz zyskała pewność, że każdego dnia jest kimś, kim tak naprawdę nie jest. Narzuca maskę, którą zakrywa to, co ma w środku. Może jest bardziej zepsuty niż ja?

Zarzucał jej chłód i wyrachowanie. Ale jak ma postępować, skoro wokół niej ludzie są źli. Niejeden raz była świadkiem sytuacji, w której zawodzi się ktoś na drugiej osobie tak bardzo, że musi zerwać z nią więzy. Nigdy nie należało to do prostych czynności. Obserwując takie sytuacje z boku jedząc kanapkę i pijąc sok pomarańczowy wydawało się to dość dziecinne i głupie. Meredith wiedziała, że jeśli człowiek zaczyna zauważać niedoskonałości w tym drugim i dostrzega, że ma to wpływ na ich relację to powinien z tym skończyć. To jak bardzo uzależniamy się od innych jest niedorzeczne i pokazuje jak często dokonujemy złych wyborów podyktowanych naiwnością. Właśnie takich sytuacji Meredith unikała w swoim życiu jak ognia. Bardzo ceniła przyjaźń z Eri i nie myślała nawet o tym, aby ją w jakikolwiek sposób zakończyć. Ale zastanawia mnie, czy ona myśli tak samo jak ja?

Dlatego Meredith odsuwa się od Camerona jak bardzo się da. Z jednej strony chciałaby go poznać, aby obnażyć to, kim tak naprawdę jest. Zrozumieć to, co kieruje nim w życiu i co spowodowało, że został zmuszony do stworzenia maski. Myślała też o tym, że być może on potrzebuje kogoś, kto go zrozumie, uratuje przed samym sobą. Ale z drugiej strony zaczęła się zastanawiać, jak bardzo bezsensowne jest to pragnienie. Przecież nie jest ona kimś, kto mógłby kogoś zrozumieć. Ona nawet sama siebie nie potrafi zrozumieć, a co dopiero innych. Każdy z nas szuka takiej osoby, ale nie zawsze chce się do tego przyznać.

Może z nim jest inaczej?

Maaaatko, Mer! Ogarnij się! Po co zaprzątasz sobie takimi rzeczami głowę! Nie chcesz mieć z nim nic do czynienia, a i tak zastanawiasz się, jakby to było, gdybyś jednak zaczęła się z nim zadawać bardziej! ON CIĘ ZRANI, prędzej czy później! - krzyczała na siebie w myślach, biegając po parku mając w uszach dźwięki jej ulubionej playlisty do biegania. Chyba jednak będzie musiała ją zmienić, skoro do tak przerażających wniosków zaczyna dochodzić podczas treningów.

Po skończonym treningu poszła pod prysznic i zrobiła sobie pyszne śniadanie. Składające się z sałatki z warzywami oraz omletu ryżowego. Mieszkając tu już przez dwa miesiące przytłaczała otaczająca ją pustka. W sensie były takie chwile, w których pragnęła jednak, aby z kimś porozmawiać. Kimkolwiek. Czasem miała na to ochotę, aby ktoś tu przyszedł. I wtedy usłyszała przekręcający się zamek w drzwiach. Akurat nie jego chciałam! Ale lepszy rydz niż nic, nie?

- Dzień dobry Meredith - powiedział obojętnie tata Meredith wchodząc do mieszkania.
- Ojcze. Wróciłeś z delegacji?
- Tak, zgadza się.
- Na ile? - zapytała.
- Teraz na nieco dłużej. Jakieś dwa tygodnie myślę. Czemu pytasz?
- Z ciekawości - odpowiedziała lakonicznie i bez jakiegokolwiek udawanego zainteresowania.
- Tak przy okazji, zaczynasz dziś rok akademicki, prawda?
- Zgadza się.
- Robert zawiezie cię na miejsce. - W tym momencie Meredith prawie udławiła się jedzeniem z wrażenia.
- Chyba sobie żartujesz?! Przecież sama mogę o siebie zadbać. Nie jestem dzieckiem. Nie potrzebuję szofera!
- Nie myślę o tobie jak o dziecku. Nie znasz jeszcze dobrze tego miasta. Poza tym chcę, abyś zaraz po rozpoczęciu roku wróciła do domu. Dziś zaplanowałem kolację w restauracji, bo mam ci coś ważnego do powiedzenia.
- Kolejny, który ma coś ważnego do powiedzenia - powiedziała pod nosem ze złością.
- Co mówiłaś?
- Nic, co mogłoby cię zainteresować - odgryzła się Meredith.
- Ach tak? No cóż, w każdym razie nie spóźnij się i z nikim nie umawiaj, tak?
- A jeśli miałam już jakieś plany?
- To je odwołaj, to chyba proste - powiedział ściągając marynarkę, poluźniając krawat w ogóle nie patrząc się na własną córkę.
- Nie interesowałeś się mną przez tyle lat i nagle to, co się dzieje w moim życiu zaczyna cię obchodzić? Cieszę się niezmiernie. To w takim razie ja idę do łazienki, bo nie mam ochoty na dalszą rozmowę.
- Szanuj to, co dla ciebie robię.
- Szkoda tylko, że mnie do tego zmusiłeś, postawiłeś pod murem i nie dałeś dojść do słowa. Niezły sposób na załatwianie spraw. Bywaj!
- Do zobaczenia na kolacji!

To chyba najdłuższa rozmowa jaką przeprowadziła ze swoim ojcem od momentu przyjazdu. Wszystko z nim było dość skomplikowane. Dalej zastanawiało ją jaki jest prawdziwy cel przyjazdu do Newell. Może dowie się tego na kolacji z ojcem?

Zobaczymy.

To tyle.
Do następnego!