piątek, 5 maja 2017

Dziewczyna taka jak ja - Rozdział XIV

Cześć wszystkim,

produktywny kolejny dzień pełen pomysłów na nowe rozdziały. Piszę to, na co mam ochotę i o tym, na co wpadnę i wyda mi się sensowne. Improwizacje są spoko.

Miłej lektury.
Trzymajcie się,
ELO.

Od momentu, w którym Meredith postanowiła się nie wtrącać w sprawy Hayley zrobiło się tak jakoś dziwnie. Lily nie wiedziała, co ma z tym zrobić. Z jednej strony nienawidziła jej za to, co powiedziała. Jak to nie ma to z nią nic wspólnego? Przecież była nowa w paczce, więc miała prawo wiedzieć. 

Z drugiej strony zastanawiała się skąd takie podejście do traktowania ludzi się u niej wzięło. Była miła, ciepła i w tym wszystkim taka nieśmiała i niezdarna. Nie radziła sobie w relacjach między ludźmi. Może najzwyczajniej w świecie była nierozumiana i dlatego każdy ją szufladkował?  

Lily nie mogła tak tego zostawić, dlatego postanowiła odszukać ją i porozmawiać o tym wszystkim. Od miesiąca nie miały kontaktu ze sobą, ale w sumie czego się dziwić, jak numerami telefonu się raczej nie wymieniały.

Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce.

***

Meredith dojechała wreszcie do domu. Zmęczona tym wszystkim chciała po prostu zamknąć się w pokoju i zasnąć. To byłoby najlepsze rozwiązanie. W otoczeniu znanych jej rzeczy odpłynąć do swojej krainy szczęśliwości i rozpływać się w spokoju i ciszy.

Jednakże zanim to wszystko nastąpi trzeba przygotować się na spotkanie z ojcem. Zastanawiała ją dalej jego chęć spotkania się z nią akurat dzisiaj, kiedy miała wszystkiego dość. Teraz zaczęła myśleć o tym, czy ma odpowiednie ubranie na tą okazję. W sumie jej szafa wypełniona była tylko ciuchami w jej stylu. Może ojciec pomyślał o jakiś sukienkach?

I nie myliła się. Znalazła szafę, której z jakiegoś powodu nie otwierała. Pełno sukienek takich na co dzień, eleganckich na randkę czy kolację oraz pasujących do nich par butów. Meredith patrzyła na to z wielkim podziwem, mimo że nie czuje się w takich stylizacjach najlepiej. Potrzebowała pomocy w wyborze odpowiedniego ubrania. Brakowało jej tutaj kogoś, kto by jej w tym pomógł. Eri była za daleko, Robert był facetem, który nie wyglądał na znawcę trendów modowych, a tutaj raczej kiepsko zaczęła znajomość, która w gruncie rzeczy szybko się zakończyła, bo sama do tego dopuściła. Czyli muszę sobie poradzić z tym problemem sama. 

Jednakże nagle ktoś zadzwonił do jej drzwi. Meredith nie spodziewała się dzisiaj nikogo. Raczej nikt by do niej nie przyszedł, skoro nie znali jej adresu. Choć taką informację łatwo znaleźć, skoro jej ojciec jest znany na całym świecie jako osoba, która prowadzi najszybciej rozwijającą się firmę informatyczną na świecie. Wiedział w co inwestować. 

Niepewnie otworzyła drzwi. Na zewnątrz zobaczyła znaną jej osobę - Lily. Poznała ją, gdy zemdlała na środku drogi, a ta pomogła jej dojść do siebie. Co ona tu robi?

- Cześć Mer, możesz uznać mnie za najgorszą osobę, która przychodzi do twojego domu bez zapowiedzi, ale jest coś, o czym chciałabym z tobą porozmawiać. Mogę?
- Skąd wiesz, gdzie mieszkam?
- Internet czasem się przydaje, wiesz? - zaśmiała się, jakby była niepokojącym stalkerem, który obserwuje swoją ofiarę.
- Chyba dosadnie tamtego dnia powiedziałam, że nie chcę mieć nic wspólnego z rzeczami, które mnie nie dotyczą, prawda?
- Ale minął od tego czasu miesiąc. Dalej idziesz w zaparte, że nikogo nie potrzebujesz?
- Miesiąc minął mi bardzo szybko. Zajęłam się sobą i własnymi problemami, więc się nie nudziłam, jeśli o to pytasz Lily.
- To mogę wejść, czy będziemy rozmawiać przez próg?

Meredith przez chwilę o tym pomyślała i w sumie Lily miała rację. Co byłby z niej za gospodarz, gdyby gościa nie wpuściłaby do domu.

- No dobrze, wejdź. Mam tylko chwilę, bo wychodzę.
- A gdzie i z kim?
- Z ojcem na kolację do restauracji. Ma mi coś podobno do powiedzenia.
- Brzmi poważnie - powiedziała zmartwiona Lily.
- Przy okazji jak tu jesteś to pomożesz mi wybrać odpowiednie ubrania, bo ja na tym się kompletnie nie znam.
- Dobrze, ale w zamian za to będziesz musiała ze mną porozmawiać.
- Przecież już to robię.
- Celna uwaga, Mądralo - zaśmiała się Lily. - Ale nie tak luźno i swobodnie jak teraz. 
- To w takim razie słucham. A przy okazji chcesz coś do picia? Robię sobie właśnie herbatę - zapytała Meredith.
- Dla mnie też poproszę. Najzwyklejszą jaką masz.
- Jasne, już się robi.  To o czym chcesz porozmawiać?

Meredith domyślała się o co chodzi. Przecież ona nie mogła przyjść w innym celu. Czyżby Cameron ją tu nasłał? Postawiła sobie i jej herbatę na stoliku w kuchni i cierpliwie czekała na to, co chce jej Lily powiedzieć. 

- Nie będę owijać w bawełnę i przejdę od razu do rzeczy.
- Lily, żartujesz? - zaśmiała się szyderczo Mer. - Kolejna osoba zaczyna rozmowę dokładnie od tych samych słów. Nie możesz zmienić śpiewki? Masakra...
- Co przez to rozumiesz? Jaka kolejna osoba? - lekko wyprowadzona z równowagi Lily zirytowała się faktem, że jej przerwano.
- Nieźle zgrałaś się z Cameronem. Pytał o dokładnie to samo. Pewnie chcesz wiedzieć, dlaczego odsuwam się od ludzi i co jest czynnikiem, który spowodował, że tak, a nie inaczej, potraktowałam Hayley? Mam rację?
- Cieszę się, że odpowiedziałaś sobie na powód mojej wizyty. No to teraz musisz się ostro z tego wytłumaczyć. Powiedz mi!

Meredith śmiała się w środku sama do siebie. Dlaczego ludzie postępują zawsze wbrew jej woli? Dlaczego nie słuchają tego, co ona chciałaby robić? Ojciec, Cameron, a teraz ona... Brawo!

- A co tu dużo rozumieć? Mam jedną przyjaciółkę Ericę. Wystarczy mi. Za bardzo przytłoczyliście moją osobę nowościami, wyznaniami i wszystkim na raz. Nie jestem do tego przyzwyczajona. Tyle. Cameronowi nie chciało mi się tego tłumaczyć. 
- To dlaczego wszystko to, co powinnaś powiedzieć jemu mówisz mnie?
- Jesteśmy u mnie w domu. Jestem sama. Wybieram się na kolację z ojcem. Jesteś dziewczyną. Prawdopodobnie znasz się na tym, co inne noszą na takie okazje. Poza tym nie dałabyś mi spokoju. Do niego kiedyś może dotrze to, że nie lubię kłamców. 

Lily po raz kolejny wmurowało. Jakie ta dziewczyna ma podejście do życia? Kto ją tak skrzywdził?

Czyli ta Meredith, którą poznałam to tak naprawdę nie jesteś ty?

Meredith trochę pomyślała, zanim odpowiedziała na to dość niewygodne pytanie. W głębi duszy jest osobą nieśmiałą przy nowych osobach. To wiedziała, że jest prawdą, ale z drugiej strony kiedy coś jej nie pasowało zawsze mówiła trzy po trzy i zazwyczaj o jedno słowo za dużo. Pełno w niej sprzeczności, ale nie są one pozorami, a Cameron tworzy takie każdego dnia. Nie jest taka sama jak on. A raczej odkąd go poznała to zapewniała o tym siebie każdego dnia w myślach, gdy tylko o nim pomyślała. Lily już niecierpliwie patrzy na Meredith, która czuła na sobie jej wzrok. Postanowiła w końcu odpowiedzieć na jej pytanie:

- Wrogość jest jednym z moich nawyków. Pojawia się znikąd. Często mówię coś, czego żałuję, ale tylko przez chwilę. To ta chwila, w której myślisz, że coś spieprzyłaś i chcesz to naprawić. U mnie natomiast jest jeszcze dalszy etap - przekonuję się, że było to warte swojej ceny.

Ciekawe, ile jeszcze razy Lily będzie zdziwiona.

- Ale wydawałaś się taka niewinna, pozbawiona tego całego zła... - powiedziała Lily nie dowierzając we własną pomyłkę.
- To jaka jestem, a jaka się wydaje, że jestem to dwie różne rzeczy - tłumaczyła Meredith, jakby była nauczycielką w szkole. Wydawało się, że to było jasne i przejrzyste, ale z drugiej strony takie niezrozumiałe i skomplikowane. -  Szkoda, że widzisz mnie w taki sposób, w jaki chcesz widzieć i nie dopuszczasz do siebie innej mnie - powiedziała dosadnie, biorąc głęboki wdech. - Czy uważasz, że znalazłby się ktoś normalny, kto polubiłby moją osobę? Trudno na dłuższą metę udawać kogoś, kim się nie jest. Mój czar szybko prysł jak zauważyłaś. Z nieśmiałej imitacji mnie stałam się wrogą, wredną i negatywnie nastawioną do świata dziewczyną, która twardo stąpa po ziemi.

Lily próbowała o nią walczyć. Naprawdę się starała, ale w sumie była na przegranej pozycji. Kto jej coś takiego zrobił? - pomyślała o tym przez chwilę i zaczęła zbierać fakty. Poznała ją jako biedną sierotkę, która zemdlała od dużej ilości wszystkiego. Była w szoku. Już wtedy była miła, ale jednak zdystansowana. Kiedy zaczęła z nią rozmawiać, o czymś niewygodnym dla niej to zaczęła się wycofywać. W przypadku Hayley i Madeleine było podobnie. Jednakże one nie miały tej "drugiej strony". Tylko czemu poruszyło ją to, co tamtego dnia powiedziała Madeleine? Ona bardziej przekroczyła granicę niż inni? Tego Lily nie wiedziała, ale postanowiła zapytać.

- W takim razie skoro teraz jesteś taka silna, to czemu tamtego dnia, kiedy poznałaś Madeleine byłaś skryta, a potem, gdy skomentowała Twoją osobę to po prostu wybiegłaś z płaczem? O co w tym chodzi? Nie rozumiem...

Meredith przypomniała sobie tą chwilę słabości tamtego dnia. To było żenujące - pomyślała.

- Słaby dzień. Za dużo wszystkiego. Problemy z ojcem. Nie należę do osób płaczliwych, wręcz przeciwnie, ale tamtego dnia do śmiechu mi nie było. Nawet ja nie oceniam ludzi od razu. Daję im szansę oraz czas na to, aby ich poznać. Madeleine zaszufladkowała mnie od razu.
- Prawda. Madeleine raczej nie należy do osób, które są delikatne, ale też nie powiedziała tego złośliwie. Tak naprawdę troszczy się o ciebie, tylko na swój sposób.
- To w dość dziwny sposób to okazuje. Zniechęca do siebie jeszcze bardziej. Ale pewnie nie o tym chciałaś ze mną porozmawiać, prawda? - zapytała Meredith.
- Zgadza się. Chciałabym, abyś do nas wróciła. Brakuje nam ciebie. Naprawdę jest dziwnie. Chciałybyśmy ciebie bliżej poznać, ale najpierw ty musisz przestać odtrącać innych od siebie. Lepiej być razem niż osobno, prawda? - uśmiechnęła się pokrzepiająco Lily. Miała nadzieję, że to pomoże.

Meredith zatrzymała momentalnie to co robiła. Odwrócona w tym momencie plecami do swojego rozmówcy mogła na spokojnie zebrać myśli i ukryć swój wyraz twarzy. Dobrze dla niej.

- Czy możemy przejść do mojego pokoju, abyś pomogła mi wybrać sukienkę?
- Jasne, ale najpierw odpowiedz mi na pytanie. Lepiej być razem niż osobno? - Lily powiedziała to w ten sam sposób, co swoją poprzednią wypowiedź. Była w tym dobra.
- Mimo wszystko chciałabym, abyś przeszła do mojego pokoju, proszę.
- No dobrze, skoro nalegasz.

Meredith szła przed Lily i prowadziła ją w stronę swojego pokoju. Była to dość dziwna prośba biorąc pod uwagę tory, jakie obrała ich rozmowa. Lily bardzo chciała, aby Meredith wróciła. Mimo wszystko polubiła ją i nie chciała jej stracić.

Weszły do pokoju Mer i to co zobaczyła Lily przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Dużo przestrzeni, książek poukładanych alfabetycznie na półkach oraz komputer, który był dość sporych rozmiarów.

- Jesteś geekiem? - wypaliła Lily bez zastanowienia.
- Można tak powiedzieć. Lubię spędzać czas na graniu, czytaniu różnych książek, pisaniu, a teraz też uczę się programowania i pracy w stopniu zaawansowanym na programach graficznych. W końcu kierunek grafika komputerowa - uśmiechnęła się Meredith. - A teraz pomóż mi wybrać sukienkę.
- Po co ci ona?
- Kolacja z ojcem. Mówiłam ci.
- No to trzeba coś ładnego założyć.
- Chce mi coś powiedzieć. W sumie nie wiem co. Może to być wszystko, ale wolę być przygotowana.
- No to pokaż co masz.

Meredith otworzyła drzwi do osobnego pomieszczenia. Znajdowało się tam mnóstwo sukienek i butów poukładanych kolorami. Szarości, błękity, burgundy i wiele innych odcieni, których Lily nie rozpoznawała.

- Dziewczyna na bogaciej. Tyle rzeczy do wyboru, a ty chodzisz w topie, koszuli, jeansach z dziurami, trampkach i czapce, a włosy spinasz w warkocz?!
- Bo jest wygodniej - speszyła się Meredith.
- Trzeba zrobić cię na bóstwo! Na kolacji twój własny ojciec cie nie pozna. Ja już o to zadbam! Ale zanim do tego przejdziemy czy chociaż spotkasz się ze mną, aby pogadać tak od czasu do czasu? W końcu będziesz na tym samym uniwerku, co my wszyscy.
- Z tobą mogę porozmawiać, bo mam wobec ciebie dług, ale z nikim innym.
- Mer, to nie jest kwestia długu wdzięczności tylko dlatego, bo tamtego dnia zabrałam cię z ulicy do siebie i pomogłam ci się jakoś ogarnąć. Pytam dlatego, ponieważ chciałabym, abyśmy zostały przyjaciółkami. To jak? Wchodzisz w to? - uśmiechnęła się swoim szczerym uśmiechem Lily.

Meredith nie spodziewała się, że jeszcze go zobaczy. To ten sam, którym ją obdarzyła, gdy w leżała w jej łóżku i z nią rozmawiała. To ją uspokajało.

Czas coś zmienić - pomyślała Mer, gdy jej ręka bez jej zezwolenia poruszyła się w stronę ręki Lily i uścisnęła ją w szczerym uścisku wyrażającym zgodę i chęć nawiązania nowej więzi.

- To wcale nie znaczy, że zostaniemy przyjaciółkami! Na początek znajomymi.
- Ty naprawdę nie potrafisz rozmawiać z ludźmi! - roześmiała się Lily, a zaraz potem Meredith.

I tak oto nowa droga w życiu Meredith się rozpoczyna. Małymi kroczkami zaczyna się zmieniać. Ale przed nią jeszcze wiele rzeczy do przeżycia.

Życie jest jedno i trzeba czerpać z niego jak najwięcej!
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz