czwartek, 12 stycznia 2017

Dziewczyna taka jak ja - Rozdział X

Cześć!

Dużo tych rozdziałów już. Równa dycha. To mój rekord. Mam motywację, aby pisać to dalej. Zobaczmy, gdzie wyobraźnia mnie poniesie. Przepraszam, że długo nie było niczego, ale byłam chora i nie miałam siły ani ochoty, aby pisać. Gdybym tłumaczyła się na wstępie błędami w opowiadaniu, bo jestem chora to lepiej, abym w ogóle go nie publikowała. Teraz, jestem na tyle zdrowa, aby móc na spokojnie przemyśleć, co chcę napisać.

Miłej lektury.
Trzymajcie się,
ELO.

Następnego dnia Meredith obudziła się dość wcześnie z dręczącą myślą - jej wczorajsze zachowanie było trochę za ostre względem Hayley, ale wyrażało to, co dokładnie o tym myślała. O jej relacji ze wszystkimi osobami, które poznała - Lily, Hayley, Madeleine, Gabriela, Cameron. Postanowiła przeanalizować to w głowie jeszcze raz.
Nie może być częścią tej paczki. Nigdy nie będzie. Jest popapranym człowiekiem. Kto chciałby się z kimś takim zadawać? Na pewno nie ktoś o zdrowych zmysłach. Tak, to jest taki pewniak, jak to, że Słońce świeci. Czy chciała ten stan rzeczy zmieniać? Raczej nie bardzo.
Nigdy nie narzekała na to, że nie miała dużej ilości znajomych. Wystarczyło jej to, że jedna osoba była z nią przez całe praktycznie życie - Erika.
O właśnie, zadzwonię do niej! Nie zrobiłam tego od tygodnia, odkąd jestem w Newell. Może jest u mojej babci Sassy to też bym się dowiedziała, co u niej.
Czym prędzej wyszukała kontakt w telefonie, choć nie było ich tak dużo. Wybrała numer i czekała na to, aż odbierze. Znowu ta piosenka jako sygnał oczekiwania. Mogłaby ją zmienić. Jest takim dzieckiem, haha - pomyślała Meredith śmiejąc się przy tym trochę ze swojej najlepszej przyjaciółki, która nie śpieszyła się z odebraniem telefonu.
- Hej, tu Erica, jeśli to nic ważnego zostaw wiadomość PIIIIP!
- Głupku, to ja, Meredith. Cześć!
- No przecież wiem. Jednak wolałam się upewnić czy ktoś inny nie ukradł twojego telefonu i nie podszywa się pod ciebie. W końcu jesteś w wielkim mieście Bro!
- To prawda, ale aż tak złe rzeczy się nie dzieją. Co tam słychać u ciebie? Wiem, że dawno nie dzwoniłam, ale miałam kilka dość intensywnych w przeżycia dni. Padam na twarz.
- To miałam ci wygarnąć jako pierwsze, ale widzę, że sama to zrobiłaś i bardzo dobrze! Nie muszę robić wykładu na przynajmniej kilka minut o tym, że jesteś zobowiązana do składania dziennych raportów z tego, co się u ciebie dzieje. Martwiłam się.
- No już, już. Zrozumiałam i przepraszam. Tak lepiej?
- O wiele - powiedziała Erica i w tym momencie dziewczyny zaśmiały się równocześnie.
- To opowiadaj Eri, bo nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- No dobrze, dobrze. Ekhm - odchrząknęła i zaczęła mówić. - W sumie nic ciekawego. Bycie rok młodszą od ciebie trochę boli, bo jeszcze jestem jednak w naszej małej wsi, a ty sobie w wielkim mieście będziesz studiować. Też tak chcę. Jak tam jest? No wiesz, w Newell?
- Hmm. Dość głośno. Byłam w szoku, gdy mieszkałam w miejscu, gdzie jedynym hałasem jest przejeżdżający traktor, a tutaj jest sporo dźwięków, ale można przywyknąć.
- Dużo poznałaś nowych osób? - dopytywała Eri.
- Może trochę, ale nie chciałabym o tym rozmawiać.
- Mer, tak się cieszę, że w końcu otwarłaś się na innych. Jacy są?
- Eri, proszę.
- No co?
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- A to niby dlaczego?
- Dlatego, że ich odtrąciłam. Nie potrzebuję ich. Przecież mam ciebie, a to mnie uspokaja i w zupełności wystarcza.
- Ale ja też zawsze przy tobie nie będę. Przecież wiesz.
- Jak to? Nawet mimo obietnicy?
- Jakiej?
- To już nie pamiętasz? Że będziemy na zawsze przyjaciółkami nawet jeśli pójdziemy w różne strony. Mimo, że nie będziemy może się tak często spotykać to dalej będziemy sobie bliskie?! Dałyśmy sobie nawet srebrne pierścionki na łańcuszku z wyrytym imieniem na wewnętrznej stronie, jako symbol, a teraz chcesz to tak po prostu zerwać?!
- Nie o to mi chodzi.
- Jeśli chcesz się bardziej pogrążyć, to lepiej tego nie rób.
- Chciałam, żebyś oprócz mnie poznała też kogoś innego. Nie ograniczaj się tylko do kontaktu ze mną.
- A pomyślałaś o tym, że ja może nie potrzebuję tego? Poznałam tych ludzi całkowitym przypadkiem. Lily, kiedy zemdlałam. Hayley, Madeleine i Gabrielę przez Lily, choć Madeleine mnie nienawidzi. Ciągle daje mi do zrozumienia, gdzie jest moje miejsce. Camerona poznałam w księgarni, który nawet nie lubi książek, a w niej pracuje. Scotta w momencie, kiedy krzyczał na Hayley z jakiegoś powodu. Po właśnie tej sytuacji postanowiłam się do nich nie zbliżać. Nie są to moje problemy. Nigdy nie będę częścią tej paczki. To tak, jakby do nas przyszła osoba trzecia. To zaburzenie pewnego porządku i harmonii. Tak nie może być.
- Rozumiem o co ci chodzi, ale jeśli nie wszyscy przyjęli cię ciepło to wcale nie znaczy, że naruszyłaś czyjś teren. Pomijając Madeleine to jacy są inni? - dopytuje Eri, która nie odpuszcza. Tylko przed nią Meredith pokazuje prawdziwą siebie.
- W sumie to mili i szczerzy. Przytłaczają mnie tylko przekazywane przez nich emocje. Są takie żywe i intensywne, co sprawia, że chcę się od nich na trochę odsunąć. Nawet też wpadły na pomysł mojej metamorfozy. Lubię ten styl ubierania, a makijaż do mnie nie pasuje. Gdybym miała się wyróżniać to nie mogłabym powiedzieć, że ja to ja.
- Zmiany też mogą być dobre, zrozum. Nie chcesz się rozwijać? Do tego też potrzebni ci będą ludzie, czy tego chcesz czy nie. Mam zamiar w najbliższym czasie cię odwiedzić. Co ty na to?
- Byłoby super! Nie mogę się doczekać!
- Dam znać, co i jak. A tymczasem ja się zbieram. Trzymaj się tam jakoś Mer i do zobaczenia w Newell!
- Dobrze, pa! Ty też się trzymaj!

Tego było mi trzeba. Rozmowa z Eri trochę jej pomogła trzeźwo pomyśleć o tym, co dalej. Postanowiła wyjść z domu, aby przejść się do parku. Tam może usiąść na ławce, włożyć słuchawki do uszu, włączyć jakąś playlistę i po prostu patrzeć się na ludzi, jak zwykle to robi. Na wszelki wypadek jeszcze weźmie książkę, gdyby naszła ją ochota czytać. Tak przygotowana wyruszyła z domu.

Park, do którego chciała zajrzeć, znajduje się jakieś 20 minut spacerkiem od jej mieszkania. Jej tata dalej w delegacji, więc ma więcej czasu dla siebie. Meredith bardzo taki układ odpowiada, ponieważ nie stresuje się jego obecnością. Wtedy czuje, że jest sobą. Nie przejmuje się, że będzie oceniana pod każdym kątem. Ale ta wolność się kończy, bo pod jego wpływem idzie na wyznaczone przez jego studia, które jak twierdził, "dadzą jej przyszłość i możliwości rozwoju z jej talentami". Zobaczymy, ale jak mi się nie będzie podobać to po prostu zrezygnuję. W końcu to ja powinnam decydować o swoim życiu.

Dotarła do parku, znalazła swoją ławkę i na niej usiadła. Zaczęła proces myślowy zbierający wszystkie wydarzenia minionego tygodnia. Intensywnie i dużo tego wszystkiego. Można porównać to do karuzeli. Najpierw powoli, a potem coraz szybciej. Totalny mętlik w głowie wprowadzający chaos.

Z tego zamyślenia wybudziła ją jedna osoba, której nie chciała spotykać - Cameron. Czy dzień nie mógł być gorszy?
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz