czwartek, 30 marca 2017

Dziewczyna taka jak ja - Rozdział XI

Cześć wszystkim,

dla tych, co jeszcze czytają, co napiszę, to po długiej przerwie wracam do pisania. Czuję się okropnie z powodu własnego lenistwa, braku organizacji czasu i motywacji. Muszę to zmienić krok po kroku. Dużo w moim życiu też się wydarzyło i przypominało to taką karuzelę, jak w poprzednim rozdziale odczuła Meredith. Przypomniałam sobie o wszystkim, co było w tym opowiadaniu, co chciałabym napisać, także będę się tego trzymać, chyba że w trakcie pisania coś zmienię, ale to się zobaczy. To opowiadanie jest jedną wielką improwizacją. To tylko forma terapii, a sprawia mi dużo przyjemności. O ile w ogóle można to tak nazwać.

To tyle.
Miłej lektury i trzymajcie się,
ELO.

Czy ten dzień nie mógł być gorszy? Osoba, której nie chcę oglądać pojawia się przed moimi oczami! Nie ma czasu na ucieczkę, ale może ignorowanie go zadziała? Zobaczymy, czy uda ci się mnie złamać! Gra się rozpoczęła!

-Cześć, mogę się przysiąść?

Meredith nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem. Nie miała ku temu powodu, a jedynie czego chciała to, aby zniknął. Aby nigdy go nie poznała. Jednakże tego ostatniego zmienić już nie można. To ktoś, kto jest hipokrytą. Nie jest dla niej odpowiednią osobą, aby nawet zaszczycić ją skinieniem palca.

- Coś ci zrobiłem, że mnie tak traktujesz? Oświeć mnie, bo nie wiem, o co ci chodzi!

Maaaatko, ale on jest tępy. Czy do niego nie dociera, że go najzwyczajniej w świecie nie lubię? Smutne jest to, że pozwolił swojemu przyjacielowi na potraktowanie w ten sposób Hayley. Ale czemu mnie to w ogóle obchodzi? 

Meredith jest wytrwałą zawodniczka. Wzięła książkę i ostentacyjnie zaczęła ją czytać, aby nie zwracać na niego uwagi i nie pozwolić na kontakt wzrokowy. To miało być jej zabezpieczeniem, ale szybko zostało złamane. Cameron wziął książkę z jej rąk i zapytał:

- Czy teraz zaszczycisz mnie chociaż spojrzeniem i cokolwiek powiesz? Co ja ci takiego zrobiłem? Takie było pytanie.

Teraz Meredith nie miała wyjścia i musiała odpowiedzieć. Zanim to zrobiła, postanowiła powalczyć o swoją książkę.

- Oddaj ją! Nie jest Twoja!
- No widzisz, jak chcesz to potrafisz! - uśmiechnął się łobuzersko Cameron dla rozluźnienia atmosfery, choć było to kiepskie posunięcie.
- Chcę z powrotem moją książkę! - krzyknęła Meredith. Wiedziała, że w kwestii wzrostu jest na przegranej pozycji i ta walka z perspektywy obserwatora była bezcelowa.
- Nie dosięgniesz jej. Jestem dużo wyższy od ciebie. Nie masz szans, mała.
- Denerwujesz mnie! - prychnęła Meredith patrząc na niego gniewnym wzrokiem.
- Ale...Możesz ją dostać, jak ze mną porozmawiasz. To chyba nic nie kosztuje, prawda?
- Tak, kosztuje - mój cenny czas, który szanuję.
- Skoro tak, to postaram się, aby się nie marnował.
- Cameron, sama rozmowa z tobą jest pozbawiona sensu, a teraz oddaj mi książkę, bo jest na pewno dużo ciekawsza niż to, co masz mi do powiedzenia.
- Nie, to ty masz mi coś wyjaśnić.
- Niby co?
- Widzę Meredith, że ze słuchaniem też masz problem.
- Po co słuchać kogoś, kto wiecznie sam sobie zaprzecza i jest złożony z pozorów, które stara się utrzymać każdego dnia?!

Camerona wmurowało. Puściły jej nerwy. Patrzyła na niego gniewnym wzrokiem, który wyrażał niechęć poprzez gniewne ogniki w oczach. Po tak krótkim czasie zauważyła to, co on ukrywał latami. Może będzie kimś, kto go zrozumie?

- Nie sądziłem, że ktoś jest to w stanie zauważyć.
- Jesteś w tym kiepski Cameron. Na twoje nieszczęście jestem dobrym obserwatorem. Siadaj. Masz dwie minuty - popatrzyła na niego spode łba, jakby była wyższa niż Cameron.

Nastała chwila ciszy. On ma na kolanach książkę Meredith, którą trzymał, jakby była jego ostatnią deską ratunku. Wiedział w jakim celu do niej przyszedł. Chodziło o wyjaśnienie kilku kwestii. Jej zachowanie tamtego dnia na plaży było dziwne. Wiedział, że Scott i Hayley byli razem i powinien go powstrzymać, ale i tak w ostateczności nie zrobił nic. Potem tylko przysłuchiwał się temu, co mówiły dziewczyny zgromadzone przy barze po jego odejściu. To co powiedziała Meredith całkowicie odbiegało od tego, za jaką osobę ją uważał. Myślał, że stanął w środku zamieci śnieżnej całkowicie rozebrany i narażony na śmierć przez zamrożenie. Zastanawiało go jej podejście do ludzi, których poznaje. Sprawa po części go dotyczyła i chciał znać odpowiedź. Musiał zacząć ostrożnie. Meredith wydaje się osobą tajemniczą, która nie mówi wszystkiego, ale już sam nie wie, co o niej myśleć. Trzeba było w odpowiedni sposób zadać pytanie, aby uzyskać jednoznaczną odpowiedź. Niestety, to nie było takie proste.

Mogłem się do tego lepiej przygotować i napisać pytania na kartce! - pomyślał.

- Bez owijania w bawełnę, mam do ciebie pytanie.
- Jakie? Tik tak, tik tak - czas ucieka! - przypomniała Meredith.

Wcale mi nie pomagasz.

- Chodzi o to... - zaczął delikatnie - że chciałbym wiedzieć o co ci chodzi.
- Mów dokładnie i szczegółowo.

Wziął głęboki oddech. Jeszcze z nikim tak trudno mu się nie rozmawiało, jak z nią. Do tego ciągłe zerkanie na zegarek i odliczanie pozostałego mu czasu w ogóle nie pomagało. Musiał działać.

- Co ja ci takiego zrobiłem, że tak mnie traktujesz?
- Słyszałam już to pytanie.
- Och, nie udawaj głupiej! Przecież dokładnie wiesz o co mi chodzi!
- No właśnie nie wiem.
- Dobra, poddaję się. Skoro "nie rozumiesz" - podkreślił to za pomocą narysowanego w powietrzu cudzysłowie - to wytłumaczę najprościej jak się da.

Oho, chłoptaś się zdenerwował, ale jakoś średnio mnie to interesuje. Udam, że mnie to obchodzi. Powód jest prosty, tylko sam musi wpaść na to, co zrobił źle. On dobrze o tym wie, tylko nie chce się przed sobą do tego przyznać - pomyślała Meredith stwarzając pozory skupienia uwagi na swoim rozmówcy.

- W księgarni, kiedy zobaczyłem cię pierwszy raz byłaś pochłonięta poszukiwaniem książek. Miałaś takie ogniki w oczach, jakbyś wiedziała czego chcesz i takie szukanie sprawiało ci przyjemność. A teraz dostaję coś, co jest niezgodne z opisem.
- Coś? No nieźle. W tym miejscu zakończmy tą rozmowę, bo nie ma ona sensu. Uprzedmiotowianie człowieka świetnie ci wychodzi. Innych też tak szufladkujesz?

Wstała z ławki. Spojrzała na niego ostatni raz najbardziej pogardliwym wzrokiem i odeszła w swoją stronę. Jednak Cameron był wytrwały i postanowił nie odpuszczać.

- To nie tak miało zabrzmieć, Mer.

Zatrzymała się.

- Mer? Czy takie spoufalanie się jest na miejscu? Ty to masz jednak tupet! Kopiesz swój własny grób od momentu, w którym cię poznałam, a teraz jest na tyle głęboki, aby móc cię tam zakopać, postawić krzyż i zapomnieć. Do (nie)zobaczenia! Rób w swoim życiu co chcesz i pamiętaj, żeby tylko to było prawdziwe!

Na koniec uśmiechnęła się, odwróciła i poszła w tylko sobie znanym kierunku. Przez chwilę Cameronowi wydawało się to prawdziwe. Wtedy wyglądała pięknie. Nawet jak była ubrana w spodnie z dziurami, koszulę w kratę i trampki. Totalne przeciwieństwo dziewczyn, które znał. Wszystkie przy niej były takie nijakie i puste. Ona na początku wydawała mu się nieśmiała i nieskalana niczym. Jakby od zawsze była chowana w porcelanie, której niewiele trzeba, by ją stłuc. Ale teraz była dla niego czymś nieznanym, jakby zagłębiał się w zakątki dżungli i odkrywał ją będąc w niej jedynym człowiekiem pośród dzikich zwierząt. Zatonął we własnych myślach, ale wiedział jedno. Chce naprawić to, co zepsuł przez własną głupotę jeszcze bardziej.

Na razie na tym zakończmy.
Do następnego!
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz